Jak się zaprzyjaźniłam z dzikim ostronosem
Kiedy schyliłam się naprzeciwko mnie, na wysokości moich oczu, zobaczyłam małe, ciemne oczka. Dziwny rudawy zwierzaczek wspiął się po drugiej stronie niewysokiej siatki, która odgradzała zagrodę Kapibary, w której się znajdowałam i intensywnie wpatrywał się we mnie. Akcja toczyła się w Boliwii, w sierocińcu dla dzikich zwierząt La Senda Verde, czyli Zielona Droga. Zwierzaczkiem tym była Kantuta – dziki ostronos, który z własnej woli zamieszkał na terenie tego ośrodka. Dlaczego? Bo tam było jedzenie. Kantuta swobodnie poruszała się po LSV i podkradała jedzenie żółwiom. Mogła się czuć bezpiecznie w miejscu, w którym wszyscy przebywający ludzie kochali zwierzęta i chcieli im pomagać. Dlatego szybko przyzwyczaiła się do ludzi.
Jeśli o mnie chodzi, to była przyjaźń od pierwszego wejrzenia, bowiem od naszego spotkania przy siatce, Kantuta często do mnie przychodziła. Kiedy siadałam na murku, wskakiwała mi na kolana i domagała się pieszczot.
Kiedy szłam specjalnym korytarzem, a ona była po drugiej stronie, szła równolegle ze mną do wyjścia, żebym mogła ją pogłaskać. Za każdym razem, jak mnie zobaczyła, podążała za mną. Czasami pracownicy ośrodka mówili o niej do mnie „widziałem Twoją przyjaciółkę”, albo „jak się ma Twoja przyjaciółka?”.
Nasza przyjaźń wzmocniła się, kiedy Vicky, właścicielka ośrodka, poprosiła mnie, żebym karmiła Kantutę, która wyjadała jedzenie żółwiom. W ten sposób żółwie nie traciły jedzenia, a Kantuta miała pełny brzuszek i była szczęśliwa. Moja przyjaciółka najbardziej lubiła surowe jajka, które dostawała codziennie. Trzy razy w tygodniu dostawała biały serek, czasami banana lub papaję, winogrona i miodzik. Na początku dawałam jej serek, albo owoce zachowując jajko na koniec. Ten inteligentny zwierzaczek po kilku dniach już wiedział, że mam też dla niego jajko. Po przywitaniu się ze mną, przeszukiwał mnie, gdzie ukryłam jego przysmak. Rozgryzał go ząbkami i wylizywał całą zawartość. Dopiero po skończeniu jajeczka Kantuta jadła resztę. A kiedy miała już pełny brzuszek dawała buziaki, albo domagała się pieszczot.
Myślę, że to była jedna z najpiękniejszych przyjaźni, jaką zawarłam ze zwierzętami, bowiem Kantuta była dzika, poruszała się swobodnie po ośrodku i robiła co chciała. Codziennie chciała zaś spędzać ze mną czas, szukała mnie, dawała mi buziaczki i domagała się pieszczot😊Bardzo za nią tęsknię.