Atak wściekłej słonicy
Słonica rozłożyła uszy, podniosła przednie łapy i wydała okrzyk wojenny. Chciała nas zaatakować. Koleżanka koło mnie szeptała „wszyscy zginiemy” mocno ściskając rękę kolegi, który siedział obok niej z drugiej strony. Jan nasz opiekun powiedział do mnie:
– Gośka, ty będziesz pierwsza.
Popatrzyłam na słonicę i faktycznie miałam wrażenie, że zmierza w moim kierunku.
Zasłoniłam się torebką. Pomyślałam wtedy, kiedy zniknę jej z oczu, da nam spokój. Słonica ruszyła przed siebie. Zatrzymała się naprzeciwko naszego samochodu. Jan, który był również kierowcą, był już z powrotem w środku w szoferce i naciskał pedał gazu, nie ruszając samochodu z miejsca. To była prawdziwa walka nerwów. Słonica nie dawała za wygraną. Jan nacisnął klakson. Słonica wydała okrzyk wojenny, ale potem pomyślała, że w sumie to nigdy nie spotkała takiego dziwnego, prostokątnego stwora i chyba nie wiedziała kto był silniejszy. Ruszyła przed siebie, a za nią dwa małe słoniątka. To właśnie one były przyczyną ataku słonicy. Niechcący stanęliśmy na jej drodze. Początkowo nawet jej nie zauważyliśmy, bo byliśmy zapatrzeni na słonie, które znajdowały się po naszej prawej stronie. Słonica z małymi nadchodziła zaś z lewej i powoli wyłaniała się z buszu. Ale wtedy było już za późno na ucieczkę. Trzeba było przeczekać, przetrwać wojnę nerwów. Na szczęście się udało. Kiedy słonica przestała na mnie patrzyć i ruszyła przed siebie zatrzymując się przed maską naszego terenowego samochodu, ja zaczęłam filmować.
Dlaczego nie ruszyliśmy się z miejsca? Gdybyśmy zaczęli się cofać, słonica zaatakowałaby nas, a wtedy raczej nie mielibyśmy szans. Słoń bowiem to największe zwierzę lądowe. Samiec potrafi mierzyć nawet 4 m wysokości i ważyć do niemal 10 ton. Słonie afrykańskie należą do najbardziej agresywnych.