Miodowy miś
Najpierw zobaczyłam jej wielkie oczy, potem śliczny pyszczek. Jeszcze było dla niej za wcześnie, dlatego nie miała ochoty opuszczać swojego drewnianego domku. Chciałam ją skusić do wyjścia na zewnątrz bananem, ale kinkażu Kinka wyciągnęła tylko łapeczkę i paznokciami chwyciła owoc. Kiedy jadła zobaczyłam jej długi, różowy język.
Chwilę zajęło mi namówienie jej, żeby wyszła na zewnątrz. W końcu skusił ją zapach białego serka, który położyliśmy na gałęzi, poza zasięgiem jej łapek. Musiała wyjść, jeśli chciała zjeść przysmak. Wyłoniła się ze swojego drewnianego domku i skoczyła na gałąź. Z przednimi łapkami na gałęzi, tylnymi w powietrzu i ogonem jeszcze w domku zastygła na chwilę, po czym cała znalazła się na gałęzi.
Kiedy zjadła serek, przystąpiła do poznawania mnie. Wskoczyła mi na ramiona, a przednie łapki oparła o głowę. Potem ni to lizała, ni to podgryzała mnie w uszy. Trochę mnie to łaskotało, więc nie mogłam opanować śmiechu. Oczywiście mówiłam do niej po polsku. Tak poznałyśmy się z Kinką, jednym ze zwierzaków z ośrodka La Senda Verde w Boliwii.
Pewnie zastanawiacie się jak Kinka do niego trafiła. Przez pierwsze pięć miesięcy swojego życia była zwierzątkiem domowym. Pewna kobieta kupiła ją na nielegalnym rynku w małej boliwijskiej miejscowości. Znudzona zwierzątkiem podarowała je mechanikowi. Ponieważ ten pracował do późna i nie mógł zająć się kinkażu, oddał je do ośrodka La Senda Verde. I tak w sierpniu 2013r. Kinka znalazła nowy dom w tym boliwijskim sierocińcu. Poznałam ją, kiedy przyjechałam do tego ośrodka na wolontariat.
Od razu się polubiłyśmy. Bowiem, odkąd się poznałyśmy, za każdym razem, kiedy przychodziłam do niej do klatki, Kinka wybiegała do mnie. Wystarczyło, że usłyszała mój głos i wynurzała się ze swojego domku i wskakiwała mi na ramiona.
Podczas jednej z wizyt postanowiła dogłębniej zbadać moją twarz. I tak swoim długim ok. 13 – centymetrowym językiem badała moje usta (musiałam je mocno zaciskać, żeby nie dostał się do środka), dziurki w nosie, uszy. Przy oku ją powstrzymałam. Kinka była urocza i kochana. Chodziła sobie po mnie, a ja ją głaskałam.
Za każdym razem, kiedy do niej przychodziłam, Kinka zachowywała się podobnie. Tzn. najpierw witała się ze mną, przytulała, potem jadła, a kiedy już była wypieszczona i najedzona, nabierała ochoty do zabawy. Jak się okazało, była bardzo rozrywkowa. Wszystko ją interesowało: plastikowa butelka z wodą, moja kamerka itd. Jednocześnie, gdy próbowałam zabrać jej kamerkę z morki, gryzła tylko przedmiot, bardzo uważając przy tym, by nie zranić mnie w palec. Uwielbiałam tego rozkosznego zwierzaka.