Akcja ratunkowa koali
Byliśmy w trakcie wycieczki, kiedy Chris odebrał telefon, że na czymiś podwórku jest mały , odwodniony koala i trzeba go uratować. Z dziewczynami licytowałyśmy się, która weźmie malucha na kolana podczas drogi do ośrodka. Nie interesowała mnie już kąpiel w ten upalny dzień, moje myśli wirowały wokół małego koalki. Gdzie go umieścimy? W ośrodku mieliśmy dwie klatki dla koali w jednej mieszkał Twisty, który nie nadawał się do dzielenia swojej klatki z innymi przedstawicielami swojego gatunku; w drugiej mama z dzieckiem, maluch oraz niedawno uratowana koala. W tymczasowej małej klatce mieszkał Roudy -niedawno uratowany koala. Największy, jakiego w życiu widziałam. Ten miał opuścić ośrodek, jak tylko minie fala upałów.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, zobaczyłam siedzącego na tarasie dorosłego koalę. Pił wodę z posadzki. Przynieśliśmy mu miseczkę z wodą. I omówiliśmy sytuację. Wyglądał całkiem dobrze, ale był spragniony. Właściciele posesji zapewnili, że będą mu zostawiać miskę z wodą pod drzewem. Na wszelki wypadek postanowiliśmy zabrać go do ośrodka, żeby Glenda (właścicielka) mogła go zobaczyć. Problem był tylko jeden: nie mieliśmy go w co wziąć. Chris znalazł jakiś „worek”. Już żadna z dziewczyn nie chciała trzymać tego dorosłego koali na kolanach. Padło na mnie.
Kiedy się napoił, Chris zaszedł go z tyłu i złapał. Przyniósł do samochodu i położył w moich nogach. Miałam go trzymać. Na szczęście podróż trwała jakiś kwadrans. W ośrodku przełożyliśmy go do specjalnego transportera, a Glenda go obejrzała. Koala miał się całkiem dobrze, był tylko spragniony. Mogliśmy go odwieźć i wypuścić na wolność. Chris postawił kontener pod drzewem i otworzył go. Nie musieliśmy długo czekać, koala bardzo szybko wspiął się na drzewo. Był przeszczęśliwy, że wrócił do domu.