Niezwykłe spotkania z pampasowcem
W ośrodku Criadouro Onca Pintada w Brazylii mieszkały dwa pampasowce grzywiaste. To bardzo nieśmiałe zwierzęta. Do tego stopnia, że niektórzy pracownicy nigdy ich nie widzieli. Ja zaś z jednym nawet się zaprzyjaźniłam.
Początki nie były obiecujące. Pierwszy raz pampasowca grzywiastego zobaczyłam z oddali. Kiedy podeszłam bliżej, jego już nie było. Kilka dni później po skończonej pracy wracaliśmy z Thiago do kuchni. Kiedy przechodziliśmy obok zagrody pampasowca grzywiastego, Thiago pokazał mi, że zwierzak jest na wybiegu. Nauczona doświadczeniem, że nie mogę za nim „gonić”, podeszłam do siatki z innej strony i czekałam, aż będzie koło mnie przechodził. To była dobra strategia. Kiedy mnie zobaczył, podszedł zaciekawiony bliżej i przez chwilę mi się przypatrywał. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Można go było wypatrzeć tylko w porze karmienia, czyli ok. 11. W tym czasie na ogół pracowałam. Dlatego postanowiłam brać trochę wolnego w weekendy, żeby do niego zaglądać.
W sobotę przyszłam pod jego zagrodę. Czekałam na niego prawie godzinę. Powoli traciłam nadzieję, że w ogóle go zobaczę. I nagle się pojawił. To było niesamowite jak potrafił bezszelestnie pojawiać się znikąd i znikać w zaroślach. Chodził zaciekawiony, bez pośpiechu. Potem stanął naprzeciwko mnie i mi się przyglądał. Każdego dnia, kiedy do niego zaglądałam spędzał ze mną coraz więcej czasu. Chodził dostojnie po swojej zagrodzie, czasem przystawał i mi się przyglądał, albo pochodził do siatki, gdzie wcześniej byłam i ją wąchał. Niekiedy też się bawił, podskakiwał, podbiegał. Czasem miałam nawet wrażenie, że zachęca mnie do wspólnej zabawy.
Kiedy któregoś dnia pracowałam z Cicero, karmiłyśmy pampasowce. Drugi pampasowiec grzywiasty przyszedł po swój obiadek. Wtedy widziałam go po raz pierwszy. Chwilę mu zajęło oswojenie się z moja obecnością, musiałam uważać, żeby być cichutko, bo każdy szelest go płoszył. Na szczęście był zajęty jedzeniem, więc mogłam mu się przypatrzeć z bliska. Zresztą sami zobaczcie.
A moja przyjaciółka (pampasowiec, którego obserwowałam to była ona) szła równolegle do nas z drugiej strony ogrodzenia. Tak blisko, że niemal mogłam ją dotknąć. Ostatniego dnia, kiedy mogłam ją obserwować spędziła ze mną pół godziny. Byłam przeszczęśliwa z tego powodu.