Niedźwiedzia mama
Kiedy przyjechałam na wolontariat do La Senda Verde, właściciele ośrodka i weterynarze nie wiedzieli już co robić. Takuś nie chciał pić mleka. Maluszek coraz bardziej słabł, tylko by spał i był apatyczny. Do czasu, kiedy pojawiała się zastępcza mamusia Gosia.
Czochnitka i Takuś mieszkały sobie szczęśliwie ze swoimi mamusiami w lesie, aż do momentu, kiedy zły człowiek postanowił zabić im mamy i zabrać do domu. Jak to najczęściej bywa, nie zapewnił im odpowiedniej opieki. Na szczęście policja uratowała dwa maleńkie niedźwiadki i przywiozła do ośrodka La Senda Verde. Były wychudzone, chore, miały pasożyty w łapkach, a Takuś dodatkowo miał zapalenie płuc. Podczas, gdy Czochnitka szybko zdrowiała i rosła, stan Takusia z każdym dniem się pogarszał.
Przyjechałam, żeby się nimi zaopiekować tak szybko, jak to było możliwe. Takuś przez większość czasu leżał, nie chciał jeść i nic go nie interesowało. Swoje obowiązki dzieliłam między oba maluchy.
Dopiero trzeciego dnia zaczęłam karmić Takusia. Przez pierwsze moje dwa dni pobytu nadal weterynarz wmuszał mleko w malucha. Chodziło o to, żeby Takuś się do mnie przyzwyczaił i mi zaufał. Miałam też czas na obmyślenie planu, co zrobić, żeby maluszek w końcu zaczął jeść. I tak początkowo niedźwiadek zlizywał jedzenie z moich warg. To był pierwszy krok na długiej drodze do jego wyzdrowienia. Jeden posiłek zajmował Takusiowi ok. godziny, bo maluszek padał, potem znowu jadł pomaleńku, jakby się zastanawiał. Potem zaczął zlizywać kaszkę mleczną czy mus jabłkowy (to było jedyne jedzenie, które maluch akceptował) z palca, następnie zaczął jeść z łyżeczki, aż w końcu samodzielnie z miseczki.
Nabrał apetytu, a posiłki zajmowały mu kilka minut. Porcje jego posiłków się zwiększały. Takuś czasami wręcz domagał się dokładek, a jak nie dostał jedzonka o określonej porze … – sami zobaczcie
Maluszek nabierał sił, więc zaczęłam zabierać go na spacerki. Początkowo miałam problemy, żeby go postawić na ziemi. Takuś bowiem chciał być tylko ze mną. Nie interesował go otaczający go świat. Kiedy udało mi się go postawić na ziemi, od razu do mnie szedł, żeby znowu wspiąć się do mnie na kolanka. Z czasem zaczął się interesować otaczającym go światem: zaczął wąchać i podgryzać listki, zaczął się bawić zabaweczkami, ze mną, z Czochnitka (jak nabrał sił, zaczęłam go zabierać do Czochnitki na kilka godzin dziennie). Nawet zaczął się uśmiechać 🙂 I w końcu zaczął też rosnąć i przybierać na wadze:) To był zupełnie inny niedźwiadek.
Czochnitce poświęce oddzielny wpis.