Mały zazdrośnik
Znacie to uczucie, kiedy bawicie się w najlepsze i coś Wam nagle przeszkadza? Tak właśnie było w tym przypadku.
Podczas mojego wolontariatu w Trowunna Wildlife Sanctuary po skończonej pracy cały ośrodek miałam dla siebie. Drzwi dla turystów były już zamknięte, pracownicy znikali do swoich domów i zostawałam tylko ja. Mieszkałam bowiem na terenie ośrodka i wieczorami mogłam przechadzać się do woli. Codziennie zaglądałam do diabłów tasmańskich Meary i jej półrocznych dzieci. Te początkowo jak tylko mnie usłyszały, zobaczyły czy wyczuły, uciekały do nory. Zawsze starałam się być cichutko i spokojnie, a maluchy szybko się do mnie przyzwyczaiły i mogłam je obserwować jak się bawiły, jadły czy spały.
Któregoś razu jeden ślicznie bawił się z mamą, kiedy drugi wybiegł zza krzaków i zaczął go ciągnąć za ogon.
Spodziewana awantura nie wybuchła, maluchy po prostu zaczęły się ze sobą bawić, a ich mama mogła sobie odpocząć. Zresztą sami zobaczcie, jak to było. Scenę te udało mi się bowiem uwiecznić na filmie.