Moja przytulaśna przyjaciółka
Kapi poznałam 5 lat temu, kiedy pierwszy raz przyjechałam na wolontariat do boliwijskiego ośrodka La Senda Verde. Potem widziałam ją jeszcze dwa lata temu, jak przyjechałam w odwiedziny. Najwyraźniej mnie pamiętała, bo kiedy weszłam do jej zagrody i ją zawołałam od razu przyszła. Zaczęłam ją głaskać pod bródką tak, jak lubiła. Kapi była przeszczęśliwa. Potem jak do niej zaglądałam w wolnych chwilach, od razu do mnie przychodziła na pieszczotki. Wyciągała szyję i otwierała buzię z zadowolenia. Jak przestałam ją głaskać jeszcze przez dłuższą chwilę czekała w bezruchu na dalszy ciąg pieszczotek.
Kapi przez pierwsze miesiące życia była maskotką szkolną. Trzymano ją na małym balkonie. Nikt nawet nie pomyślał o tym, że to wodno-lądowe zwierzę na wolności większość czasu spędza w wodzie. Na szczęście, kiedy miała cztery miesiące szkołę odwiedzili niemieccy wolontariusze i zadbali o jej przeniesienie do ośrodka La Senda Verde. Tutaj Kapi mogła nareszcie być kapibarą. Dostała swój prywatny „basen”, mogła się wylegiwać i zajadać smacznymi owocami czy liśćmi. Brakuje jej tylko przyjaciół tego samego gatunku. Przyjacielską Kapi odwiedzają bowiem nie tylko wolontariusze, ale także małpki, które swobodnie poruszają się po ośrodku.
Kiedy ją poznałam miała dziewięć miesięcy. Razem z moją przyjaciółką Marielą odwiedzałyśmy ją w wolnym czasie. Przyniosłyśmy jej przysmaki do jedzenia (np. liście bananowca), głaskałyśmy ją, bawiłyśmy się z nią. Wówczas była trochę płochliwa. Teraz jest bardziej spokojna i nadal uwielbia pieszczotki.